czwartek, 25 lipca 2013

38.Harry zmieni zdanie...

No witam!
Wiem... Jak zwykle to samo. Brak systematyczności, ale no cóż... Z tym u mnie bardzo ciężko. Do napisania przekonała mnie D. która w zamian za to obiecała mi wieżyczkę Eiffla i jak jej nie dostanę to usunę bloga, zobaczysz! Oczywiście nie popieram łapówek i nie bierzcie ze mnie przykładu. ;-) Wiem, że wyszedł z tego jeden wielki gniot, ale to przez to , że ktoś mnie tu popędzał, a do pisania trzeba weny i czasu, a nie tak jak w moim przypadku gorączki i złego samopoczucia.. Następna będzie lepsza... Obiecuje. ;-)



" Harry zmieni zdanie... "

[ z perspektywy Darcy... ]

Jechaliśmy w ciszy. Próbowałam wyciągnąć z nich jakiekolwiek informacje, ale nikt nie chciał mi niczego powiedzieć. Zachowywali się dość dziwnie. Byli poddenerwowani, puszczali ku sobie znaczące spojrzenia. Czułam się tak niekomfortowo, że w pewnym momencie pomyślałam "dość"
-Możecie przestać! Chce wyjaśnień.. - rzuciłam stanowczym tonem.
-Nie teraz. Wszystko w swoim czasie - szepnęła Lily - tak będzie lepiej.
-Teraz - warknęłam. Byłam już dostatecznie zła aby nadal znosić tę męczącą ciszę. Mimo mojego poważnego tonu zadne z nich nic sobie z tego nie robiło. Miałam ochotę rzucić się na nich i wyciągnąć od nich jakiekolwiek informacje, ale byłam zbyt zmęczona dzisiejszym dniem. Nie powinnam się denerwować, ale chyba nie ma innego wyjścia. Jak mogę siedzieć spokojnie kiedy widzę, że coś jest nie tak. Dlaczego nie chcą mi niczego powiedzieć. Sami do mnie zadzwonili... Nie wydaje mi się że mógłby to być tylko głupi pretekst po to , by dowiedzieć się gdzie jestem. Nie zrobiliby tego... Poza tym ich zachowanie świadczy o tym, że wydarzyło się coś poważniejszego. W końcu samochód zatrzymał się. Podniosłam wzrok i ujrzałam znajomy mi budynek. Znajdowaliśmy się pod moim domem.
-Jeśli zadzwoniłaś do mnie tylko po to, żeby odwieść mnie do domu to już mogliscie sobie odpuscic. Wróciłabym sama.. - to było dziwne. Przecież Lily pozwoliła mi u siebie zamieszkać a Liam obiecał , że się mną zaopiekuje. A teraz szukaj odpowiedzi, bo wszyscy zamarli w przerażającym milczeniu. I gdzie podziala się logika?
-Nie po to dzwoniłam.
-Nie wrócę do domu... - rzuciłam stanowczo i zaczełam spoglądac to na Lily to na Liama jednak żadne z nich nie zareagowało - no dobra.. sami tego chcieliście. Dziękuję wam. Wysiadam! - warknęłam i wyszłam z auta trzaskając drzwiami.
-Poczekaj - usłyszałam za sobą głos Lily - to nie tak jak myślisz. Pójdę z Tobą.
-Myślisz , że coś zdziałasz swoją obecnością? Moi rodzice nie zmienią zdania! Dlaczego Ty ciągle się we wszystko wtrącasz. Myślisz , że naprawisz świat? Patrz ile ludzi na tym świecie cierpi, dzieci w Afryce umierają z głodu, wokól roi się od bezdomnych i co, udało Ci się komuś pomóc? Myślisz , że na wszystko jest sposob? Czy do Ciebie nic nie dociera? Otóż powiem Ci jedno Lily. Takie jest życie... Okrutne i bezwzględne. Zabiera ludzią to co mają najcenniejsze - wykrzyczałam jej w twarz. Ruszyłam przed siebie , kiedy byłam tuż pod drzwiami odwróciłam się - A i jeszcze jedno! Teraz wracaj do siebie i zastanów się nad sobą. Idź, bądź szczęśliwa, snuj plany na temat swojej przyszłosci i daj sobie spokój z mysleniem o innych! - Wpadłam w furię. Nie wiem co mi się stało. Lily stała jak wryta, w oczach miała łzy. Chyba nie wiedziała co powiedzieć, w sumie to jej się nie dziwię. Mi samej zrobiło się głupio. Drzwi były otwarte. Weszłam do środka i czym prędzej pognałam w stronę schodów. Jednak coś wydało mi się dziwne. W salonie siedzieli rodzice i mocno się nad czymś zastanawiali. Kiedy tylko mnie zauwazyli od razu wstali z miejsca.
-Darcy kochanie... - rzuciła mama i zaczęła płakać. Zeszłam kilka schodów w dół i znalazłam się obok niej. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, ta od razu mnie przytuliła. Dopiero teraz skojarzyłam fakty, coś musiało się stać. Dlaczego wszyscy pogrążeni są w takiej rozpaczy. Czy to przez moją ciażę? Przecież nic się nie stało. To tylko nowe życie, nikt nie umarł , a czas nie stanął w miejscu. Wiem, że to całkiem nowa sytuacja dla większości z nas, ale czy o to taka afera? Czy to jest tego warte? Mama wciąż płakała mi na ramieniu a ja stałam i nie mogłam się odezwać. Czułam sie winna temu całemu zamieszaniu.
-Córeczko, tak mi przykro - rzucił ojciec. Przykro? Nie rozumiem... Co się stało? Chodzi o moje maleństwo? Przecież ja niczego nie żałuję, kocham je. Odsunęłam się od matki i rzuciłam im pytające spojrzenie.
-Czy ktoś może mi w końcu wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi? - zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Patrzyli się na mnie jakbym była ofiarą gwałtu, a przecież moje dziecko powstało z miłości. Skąd to użalanie się nad sobą czy może raczej nade mną.
-Wszystko się ułoży, będzie dobrze.
-Co będzie dobrze... O co wam wszystkim chodzi. No słucham? - próbowałam wyciągnąć z nich jakieś głębsze informacje, bo miałam dosyć niedomówień.
-Obiecaj, że będziesz silna, że nie będziesz płakać.
-Przestańcie ! Chce znać prawdę , czy coś się stało? - krzyknęłam. Byłam już zmęczona tym , że nikt nie mówi mi co się dzieje.
-Chodzi o twojego chłopaka.
-Harrego? Jest tutaj! - rzuciłam i juz miałam ruszyć na górę lub wybiec z domu i zacząć go szukać. Pewnie powiedzieli mu o ciąży a ten się załamał. Nawet jeśli zostanę z tym sama to trudno. Teraz pragnę tylko jednego . Znów go ujrzeć. Chcę wiedzieć, że on istnieje, że nie jest wytworem mojej wyobraźni. Dlaczego oni robią z tego taką tragedię. Ja go rozumiem. Jest młody , teraz liczy się jego kariera. Wiem, że moja miłość nie jest czysta, bo zrobiłabym dla niego wszystko, być może bez wzajemności , ale kocham go i nic na to nie poradze. Przeciez nie mam na to wpływu.. W głowie kłębiło mi się od myśli a na twarzy pojawił się niespodziewany uśmiech. Tylko jedno mnie zastanawia. Dlaczego moja matka tak bardzo to przezywa.
-Córeczko, wszystko będzie dobrze. 
-Wiem mamo . Harry zmieni zdanie, zobaczycie! - rzuciłam pełna energii. W końcu powróciła moja chęć do życia - Wiem jak to wygląda. Wiem również, że kariera może być dla niego ważniejsza, ale obiecuje Wam -  wszystko się zmieni. Kiedy zobaczy to maleństwo na pewno się ucieszy - miałam słowotok, nawet nie dałam im dojść do słowa. Po prostu poczułam w sobie niewyobrażalną siłę która wprowadziła mnie w stan euforii. Czułam, że wszystko się ułoży i w końcu zobaczyłam pozytywne strony zaistniałej sytuacji. Niestety , nie zwróciłam uwagi na jedno. Na zachowanie innych ludzi, które wcale nie świadczyło o tym , że wszystko będzie dobrze. Przez chwilę poczułam się jak w Szekspirowskim dramacie, który wcale nie miał szczęśliwego zakończenia. Dlaczego więc ja miałabym na nie zasługiwać?
-On wcale nie wrócił, prawda? - szepnęłam z łzami w oczach ledwo wypowiadając to zdanie. Moje serce rozpadło się na miliony drobnych kawałków...









4 komentarze:

  1. co? ;< a gdzie jest happy end? niech to nie będzie to o czym myślę..

    OdpowiedzUsuń
  2. co jest z Harrym?! czemu nie ma od niego ŻADNEGO znaku ŻYCIA?!

    OdpowiedzUsuń
  3. dlaczego przerwałaś w takim momencie?!?!
    BŁAGAM! Dodaj szybko NN !!
    Smutasek... :'(

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, rozdział jest super, chciałabym więcej momentów Darcy i Harry'ego :) Kiedy następny? :)

    OdpowiedzUsuń