Hej Kochane. :-)
Witam ponownie, po długiej przerwie... Jestem chora, także cały wczorajszy dzień spędziłam w łóżeczku z gorączką. Chcąc jakoś urozmaicić sobie te chwile, przygarnęłam mojego laptopa i zaczęłam pisać.. Zobaczcie co z tego wyszło.. : *
" Czy dam sobie radę ? "
[ z perspektywy Darcy... ]
Siedziałam w zamkniętym pokoju i myślalam. Nie płakałam. Byłam tak wykończona, że nawet łzy nie dawały już rady spływać po moich policzkach. W milczeniu wpatrywałam się w ścianę na której odbijały się cienie drzew porywanych wiatrem. Krople deszczu uderzały o parapet wystukując jakąś melancholijną melodię, idealną do zaistniałej sytuacji. Skuliłam się, opierając głowę na kolanach. Przyciągnęłam do siebie koc i czym prędzej się nim okryłam.. To niemozliwe. Mój Harry, sens mojego życia i to czego pragne. Bez niego wszystko traci jakiekolwiek znaczenie.. Nigdy już nie bedzie takie samo. Czas się dla mnie zatrzymał... Przetarłam oczy i spróbowałam dojrzeć na zegarze która jest godzina, jednak ciemnosc mi na to nie pozwolila. Położyłam głowę na poduszcze i wzięłam głęboki oddech. W normalnej sytuacji przygarnełabym jakieś tabletki na uspokojenie, albo przynajmniej na spokojny sen, niestety nie mogę. Muszę dbać o to maleństwo, które rozwija się w moim brzuszku, a przecież nie chcę mu zaszkodzić. Jakoś to przecierpię. Zamknęłam oczy i czekałam na błogie ukojenie. W końcu zasnęłam.. Nazajutrz obudziły mnie promienie słońca wpadające przez uchylone okno. Pogoda stanowczo się poprawiła, a na niebie widać było kolorową tęczę. Świat dookoła był idealny, szkoda, że mój skrawek życia już nie. Obok łóżka ujrzałam talerz ze śniadaniem. Rzuciłam tylko krótkie spojrzenie i odwróciłam głowę, było mi okropnie niedobrze. Poranne mdłości, no tak zaczyna się. A może to nerwy robią swoje? Wszystko jest jak najbardziej prawdopodobne. Udałam się do łazienki, żeby wziąć gorący prysznic i zmyć resztki rozmazanego makijażu. Owinięta w szlafrok wróciłam do łóżka, nie miałam ochoty na nic więcej. Spojrzałam na telefon, dwa nieodebrane połączenia od Lily. Niestety nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Usiadłam spoglądając w okno i zagłębiłam sie w swoich przemyśleniach. To straszne , że ludzie tracą to co jest dla nich najcenniejsze. Moja wola życia powoli zanika. Gdyby nie ciąża już dawno popełniłabym samobojstwo, choć to nie jest takie proste jak się wydaje. Moze nie wszystko jest skończone.. Moze Bóg jeszcze nie zdecydował i zwróci mi go tak szybko jak tylko jest w stanie. Proszę Boże, miej go w opiece i nie pozwol skrzywdzić gdziekolwiek on teraz jest. Nie każ mu cierpieć, niech nie czuje negatywnych emocji. On ma dla kogo żyć. Jeśli nie dla mnie, to dla naszego dziecka. To na pewno zechce kiedyś poznać swojego ojca, a on.. Co by nie zrobił i jak się nie zachował w dalszym ciągu będzie z nim spokrewniony. Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie odezwałam się, nie miałam siły.
-Kochanie, przyniosłam Ci gorącą herbatkę.. - rzuciła na wstępie i położyła kubek na półce obok łóżka. Nawet na nią nie spojrzałam, w ciągu dalszym wpatrywałam się w krajobraz za oknem - nic nie zjadłaś , skarbie tak nie można. Córeczko.. - powiedziała i pogładziła mnie po głowie. Wiem, że się martwi, ale ja potrzebuję być teraz sama. Chcę spokoju, czy proszę o tak wiele. Rodzicielka usiadła obok mnie i z całych sił przytuliła. Coś we mnie pękło i po moich policzkach popłynęły łzy.
-Mamo, tak bardzo się boję... - powiedziałam. Byłam przerażona zaistniałą sytuacją i tym co mnie czeka w niedalekiej przyszłości. Czy dam sobie radę? Ile jeszcze jestem w stanie zniesc? Moja mama również zaczęła płakać. Siedziałyśmy w ciszy, a z oczu płynęły nam łzy. Po chwili wstała, a wychodząc z pokoju rzuciła tylko:
-Zjedz śniadanie, jeśli nie dla siebie, to chociaż dla dziecka.
Już myślałam, że wróci jej oschły ton, że pójdzie sobie jak gdyby nigdy nic, bo przecież jak mogłaby okazać jakiekolwiek emocje, czy może nawet skruche. A jednak tak się nie stało.. "Dla dziecka" to słowo naprawdę mnie rozczuliło. W końcu zaczęła traktować sprawę poważnie , a nie jak gdyby był to tylko problem, którego w każdej chwili można się pozbyć...